poniedziałek, 26 stycznia 2015

Nie przypuszczałabym

Jeszcze dziś rano nie przypuszczałabym, że dzisiejszy dzień tak się skończy. Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem zapisania się na kurs prawa jazdy. Na początku chciałam podzwonić i zorientować się jak to z terminami wygląda i w ogóle. No i okazało się, że w tym osk, na którym najbardziej mi zależało kurs rozpoczął się w piątek, a kolejne zajęcia mają być dzisiaj za dwie godziny. Nie zastanawiałam się długo, powiedziałam, że będę. I tak rozpoczęłam moje przygotowanie do egzaminu na prawo jazdy kat. B. W moim wieku może to trochę późno, ale sztuka się liczy. Bardzo szybko muszę sobie wyrobić profil kandydata na kierowcę i boję się, że nie zdążę, ale powtarzam sobie dzisiaj powiedzenie: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Prawda?
Do tego ciekawostka jest taka, że na tym kursie spotkałam moją uczennicę, znaczy byłą uczennicę bo jakiś czas temu zrezygnowała z katechezy. Poczułam się dziwnie, ale potem stwierdziłam, że jest mi wszystko jedno. Byle zdać egzamin. Życzcie mi powodzenia :)


niedziela, 25 stycznia 2015

Pozostawić...

Po wczorajszym intensywnym dniu niedziela minęła spokojnie, bez wrażeń. Przed Mszą Św. zaklepałam sobie miejsce w autokarze do Częstochowy, w sobotę wybieram się tam z ludźmi z parafii. Nie wiem dokładnie, kto jedzie, ale będzie to na pewno zbitek złożony z takich grup jak KSM, ERM i Ministranci. Ja osobiście do żadnej nie należę, ale pomagam księdzu w prowadzeniu ERM więc jakoś się załapałam. Cieszę się bo dawno już u Mateńki nie byłam.

Smutno mi się dziś zrobiło, gdy podczas Mszy Św. zobaczyłam taki obrazek: przede mną w ławce siedziało małżeństwo, kobietę znam bo pracuje w księgarni i raz nawet mnie zaczepiła. Kiedy ksiądz wyszedł do konfesjonału poszła do spowiedzi. I to ok, ale jakie było moje zdziwienie, gdy potem NIE poszła do Komunii! Przecież wyspowiadana, dlaczego nie poszła? Smutne to.

Dziś trudne Słowo. Pan Jezus powołuje uczniów, a oni zostawiają wszystko. Nawet ojca swego. My także mamy dla Niego zostawić wszystko: ludzi, rzeczy, sytuacje, które przeszkadzają nam w spotkaniu Jezusa, nawet jeżeli bardzo kochamy. Usłyszałam w homilii, że zostawić nie znaczy przestać kochać. Pozostawienie ma wymiar zbawczy, jeśli wiąże się z cierpieniem. Nie ma miłości bez cierpienia. Czuję, że to Słowo było dziś szczególnie skierowane do mnie. Żeby podjąć trud pozostawienia mimo, że łączy się to z cierpieniem. Jezus proponuje mi inną drogę. Nie wiem czy wystarczy mi odwagi, ale staram się zawierzać to Jemu i ufam, że mnie nie zawiedzie.


niedziela, 18 stycznia 2015

Niedzielna refleksja

Miało być dziś o czymś innym, ale tylko krótko z tego, co mi przyszło do głowy po dzisiejszej niedzieli. Do tej pory nie miałam nic przeciwko śpiewaniu w czasie Mszy Św. kolęd do 2 lutego, jak pozwala nam na to tradycja. Ale w tym roku jakoś tak mnie to trochę drażni. Nawet, gdy dostałam dziś zaproszenie na koncert kolęd, wahałam się czy iść. Dlaczego? Bo okres Bożego Narodzenia skończył się w minioną niedzielę świętem Chrztu Pańskiego i liturgia idzie dalej. W dzisiejszej Ewangelii Jezus powołuje już pierwszych uczniów: Andrzeja, Jana i Szymona, którego nazwał Piotrem. I wygląda mi to tak, jakby liturgia szła do przodu, a my ciągle w pieluchach, ciągle lulamy tego Jezuska nie zważając na to, że On już dorosły Facet jest i za chwilę będzie musiał się zmierzyć z ogromnym cierpieniem. Nasuwa mi się porównanie tego trochę już dla mnie sztucznego przedłużania czasu kolędowania do niemocy lub niechęci pójścia dalej, do tego, że ciągle chcemy trwać w wierze dziecięcej, a boimy się w wierze dojrzewać. Bo to dojrzewanie wiary musi nas kosztować, a może podświadomie boimy się trud rozwoju własnej wiary podejmować. Dlatego chciałabym, żebyśmy już wyszli z tych kolęd bo czuję, że stoję w miejscu, nie posuwam się do przodu. Chcę każdego dnia czynić moją wiarę coraz dojrzalszą.


środa, 14 stycznia 2015

O mojej pracy słów kilka

W mojej pracy katechetycznej spotyka mnie wiele różnych sytuacji. Niektóre sympatyczne, inne mniej. Ale zawsze najbardziej rozbrajają mnie momenty, kiedy zupełnie niczego nieświadoma robię sobie zakupy w markecie takim, a takim, wyciągam właśnie zamrożone warzywa z zamrażarki, albo już stoję w kolejce do kasy, a nagle rozlega się głośne: "Oooo, moja pani od religii!” Wtedy wydaje mi się, że w markecie panuje cisza jak makiem zasiał i wszyscy naokoło słyszą, gdzie pracuję i co robię. Przedszkolaki są pocieszne i super się z nimi pracuje, ale są też bardzo bezpośrednie i wyrażaniu swoich uczuć nie szczędzą ekspresji. Zawsze wtedy czuję, że płonę. Nie dlatego, że wstydzę się mojej pracy, ale dlatego, że nagle staję w centrum uwagi połowy marketu, a tego nie lubię, zasadniczo. Chociaż to, że dzieciaki zauważają i na ich twarzach pojawia się radość, gdy mnie widzą to bardzo miłe uczucie. Nie powiem, że nie :)

niedziela, 11 stycznia 2015

Kolejny początek

Postanowiłam wrócić do pisania bloga. Ale już z nowym adresem, nowym wyglądem. Tak, jakby zamknął się pewien etap w moim życiu, jakbym jakiś rozdział za sobą zamknęła, a otwierało się przede mną coś nowego, nieznanego, jakaś nowa rzeczywistość. Niedawno przywitaliśmy Nowy Rok więc ostatni czas faktycznie "pachnie" pewną nowością. I w pewien sposób rzeczywiście wszystko jest inaczej. Od mojego ostatniego posta w starym blogu bardzo wiele się zmieniło. I ja sama też się w pewien sposób zmieniłam. Mam nadzieję, że dalej będę się zmieniać, dojrzewać, a przede wszystkim każdego dnia coraz bardziej zbliżać się do Tego, który mnie stworzył i na końcu życia chce mnie widzieć znów u siebie.