wtorek, 16 sierpnia 2016

No więc... o tym nowym

Znów przy poobiedniej kawie. Tylko, że miesiąc później. Wakacje mijają dzień za dniem. Coraz bliżej wrzesień i coraz większy we mnie niepokój narasta. Chyba boję się znów spotkać tych wszystkich ludzi. No dobra, niektórych. Reszta była ok. I chyba nie chcę jeszcze o tym myśleć.

Szczerze powiedziawszy nie myślałam, że kiedykolwiek doczekam takiego zwrotu wydarzeń, a przynajmniej nie tak szybko. Było niezbyt dobrze, ale co robi z człowiekiem przyzwyczajenie. No ale stało się. W naszej parafii zmienił się proboszcz. Poprzedni chorował, aż w końcu poszedł na urlop zdrowotny. Nowy, gdy przyszedł, od razu wziął sprawy w swoje ręce. Po kilku tygodniach, ba, po kilku dniach, było widać rządy nowej ręki. Na moje oko, największą jego zaletą jest to, że mu się CHCE. Chce mu się, nie tylko dbać o kościół, ale rozwijać duszpasterstwo w parafii, które do tej pory było w stanie agonalnym.To człowiek, widać, z zapałem, werwą, zaangażowaniem, otwarty na ludzi, z poczuciem humoru, ale też w swoich decyzjach stanowczy, w kwestiach zasadniczych bezkompromisowy, "porządnie" sprawujący liturgię. Kogoś takiego było nam trzeba. Ufam, że pod takimi rządami ta parafia ożyje, nabierze nowego ducha, wyjdzie z dotychczasowego marazmu.

Dla mnie osobiście też zmiana. Wiadomo, nowy szef, nowe zwyczaje. Mam nadzieję, że współpraca nam się dobrze ułoży. Z końcem lipca okazało się, że to kolega kursowy mojego znajomego proboszcza, któremu prowadzę katechezy przedmałżeńskie. Nie omieszkał "narobić" mi reklamy, więc zanim po raz pierwszy z nim rozmawiałam sporo o mnie wiedział. Zobaczymy jak będzie. Wrzesień pokaże.