poniedziałek, 27 lipca 2015

W końcu

Dotarłam w końcu do spowiedzi. Co prawda to było drugie podejście, ale fakt się liczy. Łaska spłynęła. A co się przy tym namęczyłam to moje. Przy tej okazji odczułam jakim dobrem był stały, znajomy spowiednik. Dziś trafiłam na takiego co to naukę mi owszem sensowną dał, ale przy tym ile nagadał? Trzy razy powtarzał to samo. A tu jeszcze to, a tu to, a wcześniej co powiedziałaś? A bo to jest tak i tak. O matko, myślałam, że już nie wyrobie. Klęczałam przy konfesjonale chyba z 10 min. Trafiłam widocznie na taki typ, co to sobie chciał pogadać. Jednak w największe zdumienie wprawiło mnie to, że po zakończonej spowiedzi, kiedy już miałam wstawać to on zaczyna znów: to jest pani nauczycielką, a czego pani uczy? i się zaczął wątek jakby to nazwać towarzysko-informacyjny???

Jakoś tak spowiedź to ostatnio dla mnie mega trud. Ale nie narzekam, mogło być gorzej. Pogodziłam się z Jezusem, a to najważniejsze. Teraz tylko to chodzi mi po głowie:



czwartek, 23 lipca 2015

Ja też czekam

Jakaś taka niemoc mnie ogarnia. Do życia w ogóle. Fajnie, że wakacje i wolne, ale mam wrażenie, że życie tak jakby zastygło wraz z chwilą nadejścia upalnych dni. Ja w takich temperaturach nie funkcjonuję. Nie umiem się zająć niczym produktywnym mimo, że jest na to czas. Potem będę sobie robić wyrzuty. Ale to potem.

Zbieram się do spowiedzi i zebrać nie mogę. Czuję totalny opór z każdą chwilą, gdy pomyślę o rachunku sumienia. Niedobrze mi, gdy pomyślę o ponownym otwarciu tych starych, tysiąckroć używanych, utartych wzorów. W necie szukam inspiracji i też nic. Pustynia. A Bóg czeka. 
 
Panie Boże wybacz, nie wiem ile jeszcze będziesz musiał czekać...


piątek, 10 lipca 2015

Tak jakby wakacje

Jeszcze nie czuję tych wakacji. Dłuższego wolnego nie było i jakoś do tej pory nie odpoczęłam. Przedszkola pracują, więc ja też. Może później mi się uda. Kolejny rok szkolny, widzę, znów przyniesie zmiany. Karierę w szkole zawodowej zakończyłam. Z wielkim niesmakiem, ale nie opowiadam, by się nie denerwować. Grunt to spokój. I chyba nawet się cieszę. Ostatnie tygodnie roku minionego dały mi mocno w kość. 
Podsumowując, ostatni czas wyszedł na plus. Wszystkie zamierzone sprawy na pierwsze pół roku zrealizowane. Jeszcze tylko praktyczny egzamin na prawko i będzie super. Będzie, bo już od stycznia chodzę na kurs i nie mogę skończyć. Sporo godzin wyjeździłam, ale to wciąż nie to, o co mi chodziło. Wczoraj na jeździe pierwszy raz w ogóle rozmawiałam z moim instruktorem o opcji zapisania się na egzamin. Pochwalił mnie, że już było lepiej. Co mnie bardzo cieszy bo nauka jazdy idzie mi opornie, nie mogę wyrobić sobie pewnych nawyków. Mam nadzieję, że z tym egzaminem do końca wakacji się wyrobię.
Poza tym moja parafia pozbyła się kapłana, który był moim spowiednikiem. Świat mi się nie zawalił, ale jakoś tak nieswojo się czuję ze świadomością, że muszę iść do kogoś obcego. W tym względzie nie lubię eksperymentować. No, ale cóż, będzie trzeba się kiedyś przełamać.